Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Rozmowa z Dr Maciejem Smółką

Rozmowa z Dr Maciejem Smółką

Rafał Kuś: Jesteś związany z Instytutem od wielu lat, jako student, doktorant, a wreszcie jako wykładowca. Kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się na Rynku Głównym 34?

Maciej Smółka: Na Rynku Głównym 34 prawdopodobnie po raz pierwszy pojawiłem się, zapisując się na studia, bo nie byłem tam w żaden sposób przed podjęciem studiów. Nawet kiedy byłem na Dniach Otwartych, to pamiętam, że były one w Auditorium Maximum.

RK: Byłeś na Dniach Otwartych, to znaczy już wcześniej byłeś zainteresowany podjęciem studiów na UJ?

MS: Tak, dokładnie. Byłem na Dniach Otwartych. To było jakoś wiosną, właśnie tego poprzedniego roku przed moim przybyciem, czyli w 2010 roku, kiedy rozmyślałem nad podjęciem studiów. Natomiast tak pierwszy raz faktycznie to było w momencie wpisywania na studia, w lipcu tego samego roku. Wtedy po raz pierwszy miałem kontakt z panią Justyną, kiedy przybyłem na Rynek Główny razem z moimi rodzicami. I od razu w momencie, kiedy zapisywałem się na studia, czyli pierwszy raz wszedłem w mury Instytutu, poznałem kilku znajomych, z którymi do dzisiaj mam kontakt. Atmosfera Instytutu mnie na tyle pochłonęła, że od razu zawiązały się przyjaźnie.

RK: A jakie były Twoje doświadczenia jako studenta Instytutu? Co skłoniło Cię do zaangażowania w działalność Koła Naukowego?

MS: Jeśli chodzi o moje doświadczenia ze studiów, to może to dziwnie zabrzmieć, bardzo jaskrawo i być może nienaturalnie, ale naprawdę mam praktycznie same dobre wspomnienia z okresem studiów w naszym Instytucie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę atmosferę zajęć, możliwość rozwoju osobistego, znajomości, których tutaj doświadczyłem: czy to koleżeńskie, czy to zawodowe. Generalnie rzecz biorąc, mógłbym mówić w samych superlatywach, biorąc pod uwagę, że Instytut naprawdę dał mi ogrom możliwości rozwoju intelektualnego, osobistego czy towarzyskiego.

A jeśli chodzi o samo Koło Naukowe, to wydaje mi się, że to był taki naturalny ruch do przodu, który pozwolił mi traktować studia nie tylko na takiej zasadzie, że wychodzę z mieszkania, idę czegoś wysłuchać, uczę się, zdaję, i tak w kółko. Koło Naukowe dało mi możliwość, żebym mógł się osobiście realizować i robić coś więcej. Wiadomo, że to „robienie czegoś więcej” może się realizować na wielu różnych płaszczyznach, natomiast Koło Naukowe jest o tyle ciekawą instytucją, że w ramach tej właśnie atmosfery, towarzyskiej, naukowej i zawodowej, ma się pewnego rodzaju narzędzie, które wystarczy tylko wykorzystać. Tylko skorzystać z tej okazji, skorzystać ze wsparcia, czy to dyrekcji, czy to innych wykładowców – i po prostu robić fajne projekty. Koło Naukowe takie właśnie było (i jest). Zwłaszcza, że mój brat uczestniczył w działalności swojego koła naukowego na dziennikarstwie i pokazał, jakie fajne projekty można z tym zrobić, więc czemu nie robić podobnych rzeczy u nas, skoro to daje takie fajne możliwości. Reszta jest historią, z której jestem też bardzo dumny.  

RK: OK, do tego jeszcze wrócimy. Jesteś ekspertem w dziedzinie muzyki i kultury amerykańskiej, uznanym znawcą twórczości Prince’a. Jak zaczęły się te zainteresowania naukowe?

MS: Wydaje mi się, że zainteresowania naukowe – i to prawdopodobnie nie jest tylko mój przypadek, ale i przypadek wielu osób – zawsze mają swoje początki w pasji i w tych takich zwykłych przyziemnych zainteresowaniach. Ja od zawsze muzyką popularną się interesowałem, zawsze drążyłem. Nie tylko było takie ślepe przyswajanie tych rzeczy, tylko zawsze chciałem się czegoś więcej dowiedzieć o tym.

Rozmyślając, w jaki sposób mógłbym tę swoją pasję muzyczną kontynuować ponad poziom gimnazjalny i licealny, zastanawiałem się, na jakie studia mógłbym pójść, żeby kontynuować moje pasje muzyczne. I wiadomo, że naturalną ścieżką w tym wypadku jest wybór szkoły muzycznej. Miałem pewne doświadczenia właśnie z takim praktycznym wykonywaniem muzyki, ale wiedziałem, że to nie jest coś, w czym jestem na tyle dobry i na tyle wyedukowany, żeby móc z tym wiązać swą karierę zawodową. Z drugiej strony zawsze te aspekty kontekstualne muzyki, czyli nie tylko sam tekst muzyki, ale też kontekst muzyki, strasznie mnie pasjonowały. Gdzie mogę iść, żeby się nauczyć więcej o muzyce, nie w taki stricte praktyczny ani muzykologiczny sposób? Na kulturoznawstwo, które jest właśnie nauką o kulturze, więc również i nauką o muzyce.

I dlatego właśnie region Stanów Zjednoczonych, który też od zawsze mnie fascynował, pchnął mnie w tym kierunku; żeby zainteresować się muzyką w kontekście amerykańskim. Stąd się wzięła ta pasja, a wraz z biegiem czasu na studiach pojawiało się coraz więcej pytań, coraz więcej wątków i pomyślałem sobie: „a może by tak przekształcić te zainteresowania, które tak troszeczkę już romansują z tymi naukowymi elementami, w coś tak stricte naukowego”? Zwłaszcza, że badania nad muzyką popularną w Polsce są wciąż na bardzo wczesnym etapie rozwoju, więc poczułem tutaj, że jest sobie ta nisza, którą warto jest poszerzyć i jest gdzie nią poszerzać, więc dlatego zdecydowałem się, że jest to ten kierunek, w jakim chciałbym pójść.

RK: A dlaczego właśnie muzyka amerykańska?

MS: To jest też bardzo dobre pytanie, bo ja w sumie tak na dobrą sprawę wychowałem się na muzyce wszelakiej, a moglibyśmy powiedzieć, że głównie brytyjskiej. Natomiast jeśli patrzymy sobie na fenomen kultury amerykańskiej, to jest to rzecz, która mnie równie mocno fascynowała. Jeśli więc już zajmuję się Stanami Zjednoczonymi, bo interesuję się ich kulturą, to naturalną kontynuacją jest też mocniejsze zainteresowanie muzyką amerykańską. Nie przeszkadza również fakt, że jest kraj, z którego muzyka popularna wyrosła i później inspirowała inne kraje do rozwoju w tym kierunku. Interesowałem się więc źródłami, genezą, skąd to się wzięło, dlaczego to się wzięło i zadawaniem podobnych pytań.

RK: A czy miałeś jakieś wcześniejsze doświadczenia amerykańskie? Wielu spośród naszych studentów odwiedzało wcześniej Stany Zjednoczone lub w jakiś rodzinny czy w jakikolwiek inny sposób było związanych z USA.

MS: Kompletnie nie! Jedynym przypadkiem, gdzie byłem w jakiś sposób związany ze Stanami Zjednoczonymi, były jakieś opowieści znajomych czy członków rodziny, którzy gdzieś tam kiedyś pojechali i byli zafascynowani. Ale to absolutnie nie były bezpośrednie kontakty w stylu: byłem tam, widziałem, zafascynowałem się i chcę teraz pójść w tym kierunku naukowym. To bardziej było na zasadzie ogólnej fascynacji kulturą amerykańską.

Dlatego właśnie aktualnie prowadzę kurs ze studentami o nazwie „Popkulturowe wizje Ameryki”. Próbuję studentom będącym na pierwszym roku uświadomić, że my w dużej mierze tę naszą fascynację kulturą amerykańską opieramy na wizji, którą sami sobie budujemy pośrednio przez kulturę popularną. Ja sam tego bardzo mocno doświadczyłem i sam byłem tą osobą, która przez kulturę popularną i przez tę moją wizję, którą sobie zbudowałem w głowie, na tyle zafascynowałem się kulturą, że chciałem zadawać więcej pytań i dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

RK: Wróćmy do działalności Koła Naukowego. Gratuluję objęcia funkcji opiekuna Koła!

MS: Dziękuję bardzo!

RK: Co uważasz za podstawowe wyzwania stojące przed Kołem?

MS: Główne wyzwanie koła naukowego, tak patrząc na to teoretycznie, to szerzenie świadomości na temat tego, że można z nauką robić po prostu fajne rzeczy. Wiem, że to jest operowanie na bardzo dużych ogólnikach, ale wydaje mi się, że główną misją koła naukowego jest pokazanie, że nauka to nie jest coś nudnego, co się wiąże tylko z czytaniem książek i pisaniem nudnych artykułów, których i tak nikt nie czyta, bo mało kto je rozumie. Nauka to jest faktyczne zadawanie pytań na temat rzeczy, które nas dotyczą i które mogą być przyczynkiem do tego, żeby lepiej rozumieć świat, jak mówi motto naszego wydziału.

Z bardziej praktycznych wyzwań, przed którymi stoi koło naukowe, to są te, które są bezpośrednią kontynuacją tej idei, o której powiedziałem, czyli organizacja ciekawych wydarzeń na tematy, które po prostu ludzi interesują, takich jak „Dni Kultury Amerykańskiej”, „Festiwal Kultur Kanadyjskich”, innych wydarzeń pobocznych, albo spotkań eksperckich, na które ludzie będą chcieli z własnej, nieprzymuszonej woli chodzić. To było zawsze czymś, co wydaje mi się najfajniejszą misją koła naukowego, żeby dawać platformę do wymiany idei, nie dlatego, że ktoś czuje się przymuszony do przyjścia, żeby zdać jakiś przedmiot i uzyskać jakiś benefit. Chodzi o to, żeby faktycznie tę osobę zainteresować danym zagadnieniem. Jednym z najfajniejszych takich przykładów są chociażby spotkania „Fireside Chats”, które są organizowane w czwartki albo piątki, późnym wieczorem (ok. 18:00 czy 20:00), do których nikt nikogo nie zmusza, nie ma żadnych benefitów uczelnianych, a bardzo często ludzie na nie przychodzą, bo to są tematy, które są interesujące, na które wypowiadają się eksperci, więc można się czegoś fajnego nauczyć.

Dlatego właśnie wydaje mi się, że największym wyzwaniem w tym momencie, jeśli chodzi o Koło, jest pokazanie, że takie rzeczy naprawdę mogą nam pozwolić stać się osobami, które będą lepiej rozumieć otaczający świat i kulturę Stanów Zjednoczonych. Wydaje mi się, że bardzo często w tym momencie jest ta chęć, żeby zawsze cos dostać w nagrodę: „za to, że pójdę, chciałbym coś dostać z powrotem”. A bardzo trudną misją koła naukowego jest pokazanie, że tą wielką nagrodą jest właśnie uczestniczenie w takiej platformie, która sprawia, że czegoś więcej się dowiadujemy. No bo to jest generalnie idea studiów. Po prostu czegoś się dowiedzieć i rozwinąć się jako człowiek.

RK: Z czego jako opiekun Koła jesteś najbardziej dumny?

MS: Jako opiekun Koła, szczerze mówiąc, jeszcze mam na tyle krótki staż, że nie jestem w stanie wskazać jakiejś konkretnej jednej rzeczy jako coś, z czego byłbym najbardziej dumny. Mogę natomiast powiedzieć, że jestem bardzo dumny, że studentom się chce. Widzę inicjatywę, widzę że studenci mają pasją i że chcą po prostu robić coś, poza tym, że tylko chodzą i studiują. Jestem też bardzo dumny z tego, że mogę pomagać osobom, które faktycznie chcą w jaki sposób prowadzić dyskurs naukowy, chcą uczestniczyć w konstruowaniu tej platformy i że mogę pomagać, czasami pod względem formalnym, czasami dydaktycznym, w tym, żeby to miało jakąś fajniejszą formę.

Oczywiście cały czasem czekamy na takie pierwsze, bardziej spektakularne owoce naszej pracy. Ale wydaje mi się, że sama inicjatywa już powinna być odczytywana jako sukces, bo sami dobrze wiemy, że czasami koniunktura może być lepsza lub gorsza, więc jeśli już są osoby, które chcą się udzielać w taki sposób, to sprawia, że jako opiekun mogę powiedzieć, że jestem dumny. A wiemy też, że ta idea funkcjonuje już od bardzo wielu lat, bo przecież Koło Naukowe będzie niedługo obchodziło dwudziestolecie swojego istnienia. I że przez te dwadzieścia lat Koło Naukowe cały czas funkcjonuje, czy to z lepszym bądź z gorszym skutkiem, ale cały czas prowadzi te inicjatywy. Tak więc to jest coś, co widzę też jako ogromny sukces tej działalności.  

RK: Jakimi projektami badawczymi i dydaktycznymi obecnie się zajmujesz?

MS: Czasami mam takie wrażenie, że mam za dużo pomysłów, a zbyt mało czasu czy siły. Na pewno jednym z nich, jest projekt badawczy, który się zajmuje analizą narracji i dyskursów dotyczących narodu Ojibwe w stanie Minnesota. W stanie Minnesota, który jest mi bardzo bliski, bo zajmuję się nim od wielu, wielu lat, włącznie z całym doktoratem, który poświęciłem temu stanowi. Co prawda temat ludów rodzimych jest czymś, co nie jest mi jakoś wyjątkowo bliskie pod względem naukowym, ale jest to bardzo fajny sposób na poszerzenie swoich własnych horyzontów, jakby rozpoczęcie kolejnego etapu mojej kariery naukowej, która cały czas jest na bardzo wczesnym etapie.

Innym projektem związanym ze stanem Minnesota jest mój udział w konferencji naukowej Międzynarodowego Stowarzyszenia Badaczy Muzyki Popularnej (International Association for the Study of Popular Music), która odbyła się w czerwcu tego roku. Poleciałem tam z referatem, który jest częścią takiego bardziej pobocznego projektu, bo nie jest stricte związany z amerykanistyką, ale od paru lat badam muzykę disco polo pod względem znaczenia kulturowego i narracji na jej temat w dyskursie publicznym w Polsce.

RK: Co można powiedzieć o współczesnym fenomenie muzyki disco polo?
 
MS: Współczesny fenomen muzyki disco polo funkcjonuje z różną intensywnością w zasadzie od drugiej połowy lat 80. Natomiast wydaje mi się, że wszyscy z nas widzimy wzmożoną (ponowną) jego aktywność w dyskursie publicznym, tym mainstreamowym mniej więcej od 2015-16, a zwłaszcza 2017 roku, kiedy muzyką disco polo zaczęły się bardzo mocno interesować media publiczne. Muzyka disco polo nigdy nie umarła, ale trafiła po swoim boomie lat 90. do podziemia, które wciąż było bardzo popularne. Była ona cały czas słuchana, natomiast nie uczestniczyła w dyskursie publicznym. Natomiast ten dyskurs wrócił po roku 2017, a wraz z nim wróciło też bardzo dużo dyskusji związanych z ideą tego gatunku, co pokazuje, w jakich celach się go używa, włącznie z potencjałem muzyki jako narzędzia politycznego.

RK: A czy tak nie było zawsze? Pamiętamy kampanię wyborczą roku 1995 i Aleksandra Kwaśniewskiego tańczącego do…
 
MS: Tak, słynna piosenka „Ole, Olek”. Jak najbardziej, i to jest nawiązanie do tej dyskusji, która trwała pod koniec lat 90., kiedy muzyka disco polo była tak bardzo kontrowersyjna, że wręcz traktowano to jako kryzys kulturowy w Polsce; że to jest muzyka tzw. chodnikowa, w bardzo szerokim i bardzo mocnym znaczeniu tego słowa, w kontrze do tej muzyki, która powinna być, też w ogromnym cudzysłowie, postępowa, nowoczesna, ta która będzie wzbogacać kulturowo Polskę, a nie wręcz obniżać poziom intelektualny. Jestem bardzo daleki od tego, żeby szufladkować w ten sposób muzykę disco polo, którą uważam za absolutnie fascynujący fenomen kulturowy, którego nie można w żaden sposób dyskredytować tylko w oparciu o wartości estetyczne, bo to jest – po raz kolejny – fenomen kulturowy, który ma ogromne znacznie pod względem tego, jak tej muzyki się słucha, co za nią idzie, jak się ją wykorzystuje, co jest tematem, który po prostu warto badać, żeby być bardziej świadomym tych procesów.  

RK: A czy to jest fenomen czysto polski, czy możemy w innych krajach, np. w Stanach Zjednoczonych zaobserwować jakieś muzyczne zjawiska, które możemy w jakiś sposób porównać do polskiego fenomenu disco polo?

MS: I tutaj przechodzimy do ostatnich 6-7 lat mojego życia (czy nawet więcej, bo to już chyba nawet 8 lat). Kiedy poszedłem na doktorat, to właśnie tą tematyką się głównie zajmowałem. Disco polo można by zaliczyć do pewnego fenomenu w kulturze muzycznej, tzw. place-specific music, czyli takiej, która jest konkretnie związana z danym regionem, z danym miejscem. Może to być region, może to być miasto, może to być całe państwo. W przypadku disco polo moglibyśmy zawęzić ten fenomen do…
 
RK: Białegostoku?

MS: Może nie tylko do jednego miasta, bo przecież disco polo słucha się w całym kraju i to jest właśnie ważniejsze w koncepcie tej place-specific music, czyli tego z czym ta muzyka jest utożsamiana. Bo muzyka disco polo jest utożsamiana z czym? Z Polską. Tak? I tak samo moglibyśmy popatrzeć na inne przypadki, czy na podobnego przykłady w innych krajach, które też się czymś takim charakteryzują. Wiem, że porównanie może być dosyć radykalne, ale spójrzmy chociażby na taki fenomen jak New Wave of British Heavy Metal, K-pop, Delta Blues…

RK: Albo Schlager czy italo disco?

MS: Jak najbardziej, disco polo wzięło bardzo dużo z italo disco! Tutaj mamy disco polo, jakąś wariację na temat disco, która jest bardzo polska, a w przypadku NWoBHM mamy muzykę metalową, która jest stricte brytyjska i z tej „brytyjskości” wychodzi, tak samo jak współcześnie mamy chociażby (przez ostatnie 15-20 lat) coś tak bardzo charakterystycznego jak New Wave of American Heavy Metal. Ale jeszcze można by pójść dalej, bo czymże jest muzyka grunge, jak nie muzyką, która jest wiązana z konkretnym miejscem i z konkretnymi realiami. Tak? Czyli kiedy myślimy grunge, od razu…
 
RK: Jesteśmy w Seattle.

MS: Właśnie! Myślimy o konkretnym mieście, o Seattle, więc to jest to połączenie; to bardzo specyficzne połączenie muzyki i danego regionu, i danego miejsca, i to właśnie to zagadnienie było punktem centralnym mojego doktoratu, czyli temat połączenia specyficznej odmiany muzyki popularnej z Minneapolis z samym miastem, co przejawiało się  takim fenomenem, jak the Minneapolis Sound. Funkcjonowanie tego fenomenu kulturowego jest związane tylko i wyłącznie z tym miejscem i tylko tam może być autentyczny.

RK: A czy możemy znaleźć jakieś ekwiwalenty muzyki disco polo, jeżeli chodzi właśnie o potencjał wykorzystania politycznego? Czy w innych krajach znajdziemy podobne nurty, podobne zjawiska kulturowe?
 
MS: Ależ oczywiście! Samo the Minneapolis Sound moglibyśmy przecież też analizować pod względem politycznym. Szukając innych przykładów oczywiście musielibyśmy jednak zrobić parę kroków wstecz i przejść do dużo szerszego zagadnienia, czyli czy w ogóle muzyka może być wykorzystywana politycznie? I oczywiście, że muzyka może być wykorzystywana politycznie, bo muzyka ogólnie jest bardzo politycznym narzędziem, bardzo politycznym medium, które samo w sobie, nawet kiedy nie jest przypisywane do konkretnej grupy politycznej, jest już z natury rzeczy sztuką polityczną, zresztą można by powiedzieć, że każda sztuka jest w pewnym stopniu polityczna.

Natomiast w Stanach Zjednoczonych bardzo często posługiwano się muzyką pod względem kampanijnym. Często wykorzystywano konkretne gatunki muzyczne podczas wieców wyborczych czy w ramach piosenek kampanijnych. Moglibyśmy tu wskazać choćby, że w przypadku kampanii politycznej Baracka Obamy wykorzystywano muzykę rockową, zwłaszcza taką o zabarwieniu patriotycznym z nieco bardziej lewicowym usposobieniem, czyli na przykład byli to tacy artyści jak Bruce Springsteen czy Foo Fighters, którzy występowali regularnie na wiecach wyborczych Obamy.
Z drugiej strony moglibyśmy powiedzieć, że artyści, którzy są też utożsamiani z muzyką rockową, ale łączoną bardziej z jego południową odmianą, będą występować na wiecach Partii Republikańskiej. Będzie to choćby Kid Rock, który co prawda jest artystą z Detroit, ale ma swoje silne poglądy i manifestuje je w swojej muzyce. Mamy też przecież przykład słynnego muzyka, który niedawno wystąpił na wiecu Donalda Trumpa, Teda Nugenta, który ma bardzo radykalne poglądy przecież i z tymi poglądami kompletnie się nie kryje. On też występuje, wykorzystuje tą muzykę, żeby podbudować jakąś ideę polityczną. Te piosenki wcale nie muszą mówić, że ten polityk jest dobry, czy ten polityk jest zły, tylko muzyka mówi wtedy o pewnych wartościach, ideach, o pewnych wzorach zachowań, o pewnych tradycjach i poprzez takie przekazywanie treści podbudowuje się właśnie cele polityczne. Takich przykładów jest naprawdę bardzo dużo. Dlatego też tak fascynującym tematem jest wykorzystanie muzyki popularnej w polityce, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Bodajże od 1824 roku muzyka popularna była częścią kampanii prezydenckich, a każda z nich od początku XIX wieku ma jakąś piosenkę przewodnią lub w jakiś sposób ta muzyka jest częścią wyścigu o fotel prezydenta. To sprawia, że ta muzyka jest niesamowicie ważnym elementem krajobrazu kulturowego Stanów Zjednoczonych, co oczywiście przekłada się na to, że warto ten temat badać. A to tylko jeden z wielu przykładów.

RK: Bardzo dziękuję za rozmowę.

MS: Dziękuję bardzo!