Skip to main content

Navigation Navigation

Web Content Display Web Content Display

Rozmowa z Aleksandrą Rachwał

Rozmowa z Aleksandrą Rachwał

Otrzymała Pani Stypendium SYLFF, proszę opowiedzieć coś więcej o tym stypendium?

SYLFF jest Funduszem Stypendialnym im. Ryoichi Sasakawa dla Młodych Liderów. Stypendium SYLFF przeznaczone jest dla studentów studiów magisterskich i doktoranckich. Aplikowałam na nie w zeszłym roku jako studentka amerykanistyki. Od kiedy zaczęłam studiować ten kierunek, marzyłam o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych – zarówno w celach badawczych, jak i by przekonać się, jak w praktyce funkcjonuje się w takim systemie.

Warunkiem uzyskania stypendium było otrzymanie zaproszenia z uczelni przyjmującej, w moim przypadku amerykańskiej. Następnie trzeba przygotować opis projektu swoich badań. Planowane badania muszą posiadać ważny wymiar społeczny i najlepiej także zastosowanie praktyczne. Ubiegając się o stypendium warto mieć dodatkowe osiągnięcia, takie jak konferencje naukowe czy publikacje, a także odznaczać się działalnością akademicką. W moim przypadku była to działalność w amerykanistycznym kole naukowym. Kolejnym kryterium jest działalność pozanaukowa, która ma potwierdzić zdolności przywódcze kandydatów. Tak przygotowana dokumentacja, w skład której wchodzą też referencje i kosztorys planowanego wyjazdu podlega ocenie, po której kolejnym etapem jest rozmowa z Komisją stypendialną. Po niej zapada już ostateczna decyzja, czy środki zostaną przyznane, czy nie. Dalej wszystko już zależy od nas, czyli organizacja całego wyjazdu leży w rękach osoby, która to stypendium otrzymała.

Dla mnie otrzymanie tego stypendium było potwierdzeniem, że studia mogą być czymś więcej niż tylko chodzeniem na uczelnię i zaliczaniem przedmiotów, żeby „dostać papier”. Że może to być niepowtarzalna okazja, aby rozwinąć siebie i swoją karierę, zarówno akademicką jak i zawodową. Dzięki temu grantowi zdobyłam doświadczenie, o które trudno byłoby w stacjonarnym trybie studiów. Rozwinęłam też nowe umiejętności. W końcu na co dzień nie poznaje się ludzi pracujących w NASA. To, co najbardziej cenię w tym stypendium to wolność w prowadzeniu badań, możliwość realizowania ich we własnym trybie. Oczywiście wyjazd nie zwalnia z konieczności zaliczenia semestru w Polsce. Jednak wykładowcy w naszym Instytucie byli bardzo pomocni i przychylni, co umożliwiło mi zdawanie egzaminów online i to pomimo znacznej różnicy czasu (9 godzin!).

Pani Aleksandro, chciałam jeszcze dopytać gdzie zdecydowała się Pani wyjechać i czego dotyczą Pani badania?

Oregon State UniversityZdecydowałam się na Oregon State University i przebywam obecnie w miejscowości Corvallis w Oregonie. Wybrałam to miejsce z kilku powodów, zarówno naukowych, jak i prywatnych. Region Pacific Northwest to naprawdę fascynujące miejsce pod kątem badań nad mieszkalnictwem i eksmisjami, którymi się naukowo zajmuję. Waszyngton i Oregon są stanami demokratycznymi, liberalnymi, w których odsetek eksmisji jest bardzo niewielki w porównaniu do reszty USA, jednak poziom bezdomności jest bardzo wysoki z powodu braku wystarczającej liczby mieszkań w stosunku do liczby mieszkańców. Wpływ na ten stan mają też dość wysokie ceny. Stan Waszyngton, gdzie mieszka na przykład Jeff Bezos i Bill Gates, jest zdecydowanie bardziej kosztowny. W dużych miastach widać tutaj dużą przepaść społeczną między bogatymi a biednymi i to właśnie mnie zainteresowało. Dodatkowo jestem wielką fanką sagi „Zmierzch”. Filmy z tej serii były kręcone w Waszyngtonie i w Oregonie, więc to jest dla mnie taki mały bonus. Oregon State University jest bardzo przyjemnym miejscem do nauki. Spotkałam się tutaj z bardzo przyjaznymi ludźmi, którzy zawsze są skłonni do pomocy.

Jak wspomniałam, moje badania dotyczą mieszkalnictwa w Stanach Zjednoczonych z naciskiem na eksmisje. I to jest temat, którym zainteresowałam się już na pierwszym roku studiów. Moja praca licencjacka obejmowała właśnie kwestie moratoriów eksmisyjnych podczas COVID-19. Obecnie w moich badaniach postanowiłam się skupić bardziej na społecznych aspektach mieszkalnictwa i eksmisji oraz przeanalizować je z perspektywy feminizmu i płci. Ponieważ według najnowszych badań prowadzonych w Stanach, to właśnie kobiety stanowią największy odsetek osób żyjących w biedzie oraz poddawanych eksmisjom. Chciałam zbadać, z czego ten fenomen wynika i dlaczego to właśnie ta grupa jest poddawana eksmisjom najczęściej.

Dzięki pobycie na amerykańskim uniwersytecie, w szczególności możliwości korzystania z tutejszych baz danych, znacznie łatwiej jest mi analizować ten fenomen. Amerykańskie mieszkalnictwo nie jest w Polsce popularnym tematem. Tutaj natomiast zasoby źródeł są znacznie większe. I zdecydowanie łatwiej jest mi tu prowadzić badania. Ważny dla mnie jest również kontakt z tutejszymi profesorami, którzy bardzo pomagają mi i nawigują, jak najpełniej korzystać z zasobów uczelni. Udało mi się nawet spotkać profesorów, którzy byli w Polsce np. na wyjazdach badawczych (Oregon State University współpracuje z Uniwersytetem Warszawskim). Jednym z nich był prof. Brent Steel, który przysłał mi zaproszenie na przyjazd. Czuję się tutaj naprawdę ciepło przywitana. W pierwszym dniu dostałam nawet własny zestaw kluczy do budynku uczelni!

Czy to jest pani pierwszy pobyt w Stanach? A jeżeli nie, to co panią najbardziej zaskoczyło tym razem?

To nie jest mój pierwszy pobyt w Stanach. Wcześniej byłam już na kilkumiesięcznych wyjazdach wakacyjnych, które miały zupełnie inny charakter. Mimo to myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. No i nic bardziej mylnego! Stany Zjednoczone są nieprzewidywalne. Tym razem, ze względu na cel mojego pobytu, najbardziej zaskakuje mnie sposób funkcjonowania uczelni w USA. Ona jest zupełnie inna niż w Polsce. Tutaj uczelnia tworzy osobne miasteczko. Cała infrastruktura jest po prostu ogromna, wliczając stadiony do uprawiania niemal każdego sportu. Inny jest też tryb pracy studentów. Biblioteka jest tu otwarta codziennie do późnych godzin nocnych i studenci mogą z niej do późna korzystać. Odniosłam wrażenie, że tutaj na uczelni się dosłownie mieszka. Uczelnia ma własny ekosystem: są sklepy, restauracje, miejsca rekreacyjne.

Widać też, że większość osób traktuje studiowanie tutaj bardzo, ale to bardzo poważnie. Z innych rzeczy, takich codziennych, które w tym krótkim czasie zaobserwowałam, to trudności, które piętrzą się przed zagranicznymi studentami – począwszy ze znalezieniem mieszkania (które są zwykle nieumeblowane), a kończąc na założeniu amerykańskiego konta, bez którego nie sposób funkcjonować. Najbardziej odczułam chyba brak komunikacji miejskiej, która w Europie jest oczywista, a w Stanach nie można na nią liczyć, a odległości są ogromne. To są minusy, o których nie mówi się zbyt często osobom wyjeżdżającym tam na studia.

Czy udało się Pani z kimś zaprzyjaźnić? I czy Pani zdaniem Amerykanie łatwo nawiązują przyjaźnie?

Zacznę od tego, że udało mi się znaleźć super współlokatorkę – to jest dziewczyna z Pakistanu która jest na doktoracie i mieszka tu od 7 lat . Zajmuje się zupełnie inną dziedziną niż ja, ale właśnie przez nią poznałam ludzi z jej wydziału. Ona zajmuje się badaniami nad water and snow science. Dzięki niej poznałam bardzo dużo osób z innych uniwersytetów, na przykład z University of Washington. Uważam, że Amerykanie dużo łatwiej nawiązują kontakty i przyjaźnie, robią to zdecydowanie szybciej niż my, Polacy. Mam wrażenie, że jesteśmy dużo bardziej wycofani i ostrożni. Nie zawsze jest to negatywne, ale po prostu myślę, że taki mamy charakter. I te różnice widać też tutaj - na ulicy, w sklepie, w takich codziennych kontaktach. Przypadkowi ludzie skomentują, że podoba im się jakaś część naszej garderoby, albo zapytają nas, jak nam mija dzień. Amerykanie zdecydowanie umieją prowadzić small talk, co dla nas może nie być naturalne, przynajmniej z mojej perspektywy. Spotkałam się też z opiniami, właśnie osób z Polski, że Amerykanie są fałszywi, pokazując się tylko od takiej strony. Wydaje mi się jednak, że taka jest tutaj kultura i ludzie starają sobie umilać życie, jak tylko potrafią.

Ostatnie pytanie, co Pani zdaniem sprawia najwięcej trudności przy tak długim wyjeździe badawczym? Bo pojechała Pani na dłużej niż semestr? Co jest najtrudniejsze?

Jestem tutaj około sześciu miesięcy - wydaje się, że jest to dużo, ale w tej chwili największym wyzwaniem jest to, jak szybko upływa ten czas. Staram się korzystać z tego wyjazdu zarówno naukowo, akademicko, ale też w celu poznawania amerykańskiej kultury. Udało mi się zorganizować kilka wyjazdów do innych stanów. Ponieważ nie mogłam być w domu na święta, gdyż podróż z West Coast byłaby bardzo długa i męcząca, postanowiłam spełnić swoje marzenie i odwiedzić w tym okresie Nowy Jork. Nazwałabym to wręcz filmowym doświadczeniem. Po drodze, podczas przesiadki, udało mi się zobaczyć również Phoenix, AZ i pobliskie miasteczka.

Na początku stycznia poleciałam na Hawaje. Był to już mój drugi pobyt tam, ale tym razem udało mi się odwiedzić wyspę Kaua’i. Jest to fascynujący stan, ponieważ absolutnie pod żadnym względem (może oprócz sklepu Walmart) nie przypomina kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Uważam, że podczas wyjazdów naukowych, zwłaszcza do USA, wyjazd z miejsca, w którym się przebywa jest ważny. Ameryka jest tak różnorodna, że będąc tylko w jednym stanie, nie możemy powiedzieć, że poznaliśmy ją w pełni.

Te wycieczki być może pozwoliły mi zwalczyć homesickness i trochę zapomnieć o tęsknocie, która jednak w pewnym momencie się pojawia. Można homesickness wypierać, jednak tęskni się za domem. W moim przypadku tęskniłam w szczególności za europejskimi produktami spożywczymi, bo amerykańskie są zupełnie inne. Nawet niekoniecznie była to tęsknota za polską kuchnią, ale za dostępem do artykułów, które w Europie są oczywiste, a w USA dostęp do nich jest utrudniony.

Gdy przyjeżdża się do Stanów samemu, trzeba sobie od nowa zbudować życie w nowym miejscu, ale nie tracąc z oczu głównego celu wyjazdu, jakim jest prowadzenie badań. Także wbrew pozorom te sześć miesięcy to nie jest tak długo i pewnie zanim się obejrzę, będę musiała pakować walizki i wracać do Polski.

Rozmowę przeprowadziła dr Magdalena Modrzejewska